czwartek, 18 czerwca 2015

1. Lepiej i łatwiej.

Lucy

Wzięłam głęboki wdech i zaczęłam biec. Wyskoczyłam w górę, czując ból w stopie, jednak natychmiast go zignorowałam. Moje nogi utworzyły prostą, poziomą linię, a sekundę później z powrotem opadłam na parkiet. Zza siebie usłyszałam ironiczne klaskanie i nie musiałam się odwracać, by wiedzieć kto stoi w drzwiach. Mel opierała się o futrynę i nie wyglądała na zadowoloną.
- Powinnaś wyskoczyć wyżej – mruknęła. Kiwnęłam głową, puszczając jednak jej uwagę mimo uszu. Szanowałam ją, ale miałam także własny rozsądek i instynkt.
- Mówię serio, Lucy – blondynka uważnie obserwowała każdy mój ruch. – Jeśli chcesz być najlepsza...
- Jestem najlepsza – posłałam jej uroczy uśmiech, na co jedynie westchnęła.
- Do czasu, aż nie zaczniesz się wymądrzać – wytknęła mi, ale jakoś nie wzięłam sobie tego do serca. To nie pokora za każdym razem doprowadzała mnie do zwycięstwa. – Dziewczyny się przebierają.
            Nachyliłam się do skłonu, a ona położyła łokieć na moich plecach, by pomóc mi się rozciągnąć. Mięśnie zabolały, ale byłam do tego przyzwyczajona. Ba, uwielbiałam to. Kiedy czułam najmniejszą część swojego ciała, wiedziałam, że dałam z siebie sto procent na treningu.
- Macie nowy układ? – zapytała Melissa siadając na podłodze, opierając plecy o lustro. Skinęłam głową.
- Jest świetny. Chociaż Bi nadal ma małe problemy z całkowitym wyluzowaniem się.
- Czego się spodziewałaś po baletnicy tańczącej hip-hop?
- Jest niezastąpiona.
            Do mojej grupy tanecznej, oprócz mnie oczywiście, należało jeszcze siedem dziewczyn. Wszystkie uczyłyśmy się w Mel’s Dance Studio, najlepszej szkole tanecznej w całym Sydney i właśnie tutaj się poznałyśmy. Trenowałyśmy różne style i miałyśmy całkowicie odmienne charaktery, jednak łączyła nas miłość do tańca i wierzcie mi, nie potrzebowałyśmy nic więcej.
- Cześć wam – do sali weszła Emma Wright, moja najlepsza przyjaciółka, jak zwykle uśmiechając się radośnie. – Prawda, że mamy dzisiaj piękny dzień?
            Ems była optymistką, dla której szklanka zawsze była pełna, a słońce świeciło przez cały rok. Była najbardziej uroczą osobą jaką znałam i Mel często twierdziła, że jej obecność neutralizowała mój kwaśny charakter. Być może była to prawda, ale nie przejmowałam się tym. Nigdy nie planowałam zostać najbardziej lubianą dziewczyną w mieście.
- Cześć – uśmiechnęłam się, poprawiając luźnego koczka na czubku głowy. – Coś się stało?
            Wright była wyjątkowo szczęśliwa, nawet jak na nią.
- Potem ci powiem – machnęła ręką. – Poczekamy na resztę.
            Wzruszyłam ramionami i odwróciłam się w stronę Melissy.
- Zostajesz na treningu? – zapytałam, a ona pokręciła głową.
- Mam zajęcia z maluchami – uśmiechnęła się delikatnie. – One nie pyskują tak jak ty.
            Zaśmiałam się głośno, w myślach przyznając jej punkt za celną uwagę. Moje relacje z Mel były specyficzne. Byłam jedną z jej pierwszych uczennic, kiedy przejęła szkołę po swojej mamie. Znałyśmy się od ponad dziesięciu lat i relacje nauczyciel-uczeń już dawno się zatarły. Byłam najlepszą wizytówką jej studia i odzwierciedleniem niespełnionych przez kontuzję marzeń.
            Wychodząc, minęła się z resztą RuleBreakers. Nazwa była oczywiście moim pomysłem, jak zresztą cała grupa.
- Lu! – Noelle rzuciła mi się na szyję, niemal mnie dusząc. Nie widziałyśmy się dwa tygodnie, kiedy wyjechała na międzynarodowy turniej tańca towarzyskiego. – Stęskniłam się!
- Ja za tobą też! Gratulacje! – uściskałam ją mocno, ciesząc się z jej sukcesu. – Drugie miejsce! To niesamowite!
- James był wściekły – odsunęła się ode mnie i parsknęła na wspomnienie swojego zarówno tanecznego partnera, jak i chłopaka. – Uważał, że zasłużyliśmy na pierwsze.
            Wszystkie dziewczyny usiadły na podłodze, wbijając we mnie swoje spojrzenia. Emma Wright. Maya Lewis. Lily Thomas. Noelle Hudson. Chelsea Price. Holly Matter. Bianca Measure. Byłam ich liderką i uwielbiałam tą rolę. To ja i Emma połączyłyśmy je wszystkie i stworzyłyśmy ten jedyny w swoim rodzaju zespół. 
- Maya – mruknęłam w stronę ślicznej dziewczyny o skórze w kolorze kawy z mlekiem. Jako jedyna trenowała hip-hop w ramach głównego kierunku i wiem, że bez niej nie dałabym rady stworzyć żadnego układu. Miała raptem szesnaście lat i była najmłodsza z nas wszystkich, jednak miała prawdziwy talent.
- Stworzyłyśmy niesamowity układ – mulatka stanęła po mojej prawej stronie i zwróciła się do naszych przyjaciółek. – Nie mogę się doczekać kiedy go...
- Sorry, że ci przerwę – wtrąciłam się, przypominając sobie o Wright, która przecież miała nam o czymś powiedzieć. – Ems, chciałaś coś ogłosić?
            Dziewczyna wyglądała jakbym wyrwała ją z zamyślenia, ale sekundę później jej twarz rozjaśnił zwyczajowy uśmiech. Odgarnęła swoje włosy ombre na plecy i wstała, zajmując miejsce po mojej lewej stronie.
- Niekoniecznie ogłosić, ale raczej złożyć propozycję. Wspominałam wam kiedyś o Luke’u?
            Zgodnie wybuchłyśmy śmiechem. Każdy kto znał Emmę Wright wiedział także kim był Luke Hemmings. Choć nigdy nie poznałam go osobiście, mogłam się pochwalić wyjątkową wiedzą na temat tego chłopaka, a to właśnie dzięki Ems, która nie potrafiła o nim nie opowiadać. Przyjaźnili się od dziecka i mniej więcej odkąd skończyli dziesięć lat, moja piękna przyjaciółka tkwiła w całkowicie beznadziejnym „friendzonie”.
- No bardzo śmieszne – mruknęła, jednak ciągnęła dalej, całkowicie niezrażona naszym zachowaniem. – Jego zespół, 5 Seconds of Summer, w przyszłym tygodniu gra pierwszy poważny koncert i chciałam zaproponować żebyśmy razem poszły.
            Kątem oka zerknęłam na dziewczyny. Chelsea i Holly wymieniły znaczące spojrzenia, a ja doskonale widziałam jak rozbłysły na myśl o imprezie. Lily wzruszyła ramionami, a Maya tylko kiwnęła głową.
- Mogę wziąć Matta? – zapytała Bianca, zwracając na siebie naszą uwagę.
- No raczej! – zawołała Cheals, jakby oburzona, że Measure w ogóle pyta o coś takiego. – Ktoś  musi kupować drinki!
            Kiedy Bi po raz pierwszy poznała nas ze swoim chłopakiem, Matthew, czułyśmy się bardzo nieswojo. Collins miał dwadzieścia sześć lat i wydawał nam się strasznie dorosły oraz cóż...nieodpowiedni dla kochanej Bianci. Teraz jednak nie wyobrażałyśmy sobie wyjścia bez niego i robiłyśmy zakłady, kiedy postanowi poprosić ją o rękę.
- Im więcej ludzi, tym lepiej – Emma niemal podskakiwała w miejscu z ekscytacji. – Lu?
            Wszystkie spojrzenia skierowały się na mnie, zupełnie tak jakby ode mnie zależało powodzenie całego wyjścia. Cóż, prawdopodobnie mogło tak być.
- Pod warunkiem, że poznasz mnie z tym całym Hemmingsem – puściłam jej oczko. Pokiwała głową, przytulając mnie mocno. Poczułam ucisk w sercu, wiedząc ile to dla niej znaczy. Martwiłam się, że za bardzo się nastawi, a potem rozczaruje. Nie zasługiwała na to i miałam zamiar osobiście dopilnować by nic podobnego nie miało miejsca. – W końcu dawno nie robiłyśmy nic razem...
- Dziękuję – szepnęła mi do ucha, dzięki czemu wiedziałam, że podjęłam dobrą decyzję. – Pokochasz ich. Calum i Ash są wolni, więc może...
- Nie – przerwałam jej gwałtownie, jednocześnie odsuwając się na bezpieczną odległość. Emma martwiła się o moje życie miłosne bardziej niż o swoje. – Doskonale wiesz, że muszę się skupić na tańcu.
            Niezadowolona skinęła głową, ale wiedziałam, że nie zamierzała porzucić swojego planu zeswatania mnie z którymś z przyjaciół Hemmingsa. Jednak ja również nie zamierzałam ulec. Musiałam skupić się na szkole i tańcu. Kariera była dla mnie najważniejsza i poświęciłam jej całe życie. Nie mogłam pozwolić by jakiś chłopak to podważył i zepsuł. Tak było lepiej i łatwiej. 
- A mówiąc o tańcu – westchnęłam. – Może w końcu weźmiemy się do roboty? Maya, włącz muzykę...



Emma

            Powolnym krokiem wracałam z zajęć, rozkoszując się pięknym, australijskim słońcem. Kochałam Sydney tak, jak żadnego innego miejsca na Ziemi, a przecież dzięki moim kochanym rodzicom mogłam pochwalić się naprawdę sporą ilością podróży po świecie. To miasto miało po prostu jakiś wyjątkowy klimat, niespotykany nigdzie indziej. No i tutaj mieszkali wszyscy, których kochałam.
            Nie mogłam powstrzymać uśmiechu na myśl o zbliżającym się weekendzie. Nie tylko miałam wspierać Luka podczas jego pierwszego sukcesu, ale też nareszcie mogło mi się udać poznanie go z dziewczynami. Od zawsze czułam się tak, jakbym żyła w dwóch odrębnych rzeczywistościach. Tej szkolnej i domowej, z Hemmingsem po drugiej stronie ulicy oraz jego zabawnymi kumplami, którzy zawsze potrafili poprawić mi humor, i w drugiej, związanej z tańcem, RuleBreakers i Lucy.
            Żadna z moich przyjaciółek z zespołu nie chodziła do mojego liceum. Lu była w klasie z Biancą. Lily, Holly i Maya należały do tej samej szkoły. Podobnie Chelsea i Noelle. Ja pozostałam sama. Jednak nie przeszkadzało mi to, dopóki miałam 5 Second of Summer.
            A teraz dwie części mnie nareszcie miały się połączyć.
            Nie przyjmowałam opcji, że się nie polubią. Mike był po prostu przeuroczy, Cal przezabawny, Ash zdobywał wszystkich swoim uśmiechem, a Luke...Cóż, jego nie dało się nie kochać. A ja wiedziałam o tym najlepiej.
- Ems! – usłyszałam ten charakterystyczny głos, więc odwróciłam się w kierunku, z którego dochodził. Hemmings biegł w moją stronę, a ja nie mogłam powstrzymać uśmiechu. Jego fryzura, zwykle idealnie ułożona, teraz została zniszczona przez wiatr i ruch, ale to tylko sprawiło, że wyglądał jeszcze bardziej uroczo. Oczywiście nie mogłam mu tego powiedzieć, bo przecież był punk-rockiem i, jak sam twierdził, „nie mógł wyglądać słodko”. Właśnie dlatego miał ten swój seksowny kolczyk, którego smaku byłam strasznie ciekawa i czarną koszulkę z Nirwaną.
- Cześć – nachylił się by pocałować mnie w policzek, całkowicie nieświadomy reakcji, jaką to we mnie wywoływało. – Co u ciebie?
- Świetnie, właśnie wracam z treningu – wskazałam głową na sportową, różową torbę przewieszoną przez ramię. – Lu nas dzisiaj nieźle wymęczyła.
- Tak się zastanawiałem...- zaczął, idąc wystarczająco blisko mnie by całkowicie mnie rozpraszać. Czy on naprawdę musiał dotykać mnie tym ramieniem?! – Wiesz już czy będziesz na koncercie?
- Niestety, Lukey – westchnęłam cierpiętniczo, próbując powstrzymać rozbawienie i zachować powagę. – Mam dużo nauki, pewnie będę zmęczona po próbie...- zerknęłam na jego twarz, która nagle zbladła.
- Żartujesz, tak?! Ems, musisz tam być! To jest nasz pierwszy koncert, a ty jesteś moją najlepszą przyjaciółką i...
            Auć. Za każdym razem kiedy to powtarzał czułam jakby ktoś uderzył mnie pięścią w brzuch i wyrzucił moją ukochaną czerwoną szminkę do śmieci. Wiedziałam, że traktuje mnie jak młodszą siostrę, oczywiście, ale i tak nie lubiłam kiedy wypowiadał te słowa na głos.
- Żartowałam – szturchnęłam go w ramię, a on z dezaprobatą pokręcił głową.
- Nieładnie, Wright. Bardzo nieładnie - chwycił moją granatową beanie z napisem "Bad Hair Day" i naciągnął mi ją na oczy. 
- No to chyba będziesz musiał mnie ukarać – mruknęłam, poprawiając czapkę i natychmiast się skrzywiłam, słysząc tą marną próbę flirtu. Byłam żałosna.
- Masz stały immunitet. Tylko spróbowałbym ci coś zrobić, a te trzy gnojki, które mają czelność nazywać się moimi przyjaciółmi, sprały by mi tyłek!
            To był kolejny argument przeciwko wyznaniu swoich uczuć Hemmingsowi. Mogłoby to zniszczyć nie tylko moją relację z chłopakiem, ale też z Ashem, Calem i Mikiem, a tego z pewnością bym nie chciała. Byli dla mnie jak starsi bracia, a dla jedynaczki takiej jak ja, wiele to znaczyło. Podobnie jak fakt, że Lu była moją przyszywaną siostrą. Miałam niezłe szczęście, że na nich trafiłam. Musiałam więc siedzieć cicho. Tak było lepiej, a przede wszystkim łatwiej.
- Przyprowadzę przyjaciółki – uśmiechnęłam się do blondyna, nie mogąc oderwać spojrzenia od jego cudnych, błękitnych oczu.
- Seksowne tancerki? To lubię – przeciągnął się w ten charakterystyczny męski sposób, mierzwiąc sobie włosy z tyłu głowy. Starałam się zignorować zazdrość, ale i tak musiałam przypomnieć sobie, że przecież mowa o moich kochanych RuleBreakers, a one nigdy nie dały by się poderwać blondynowi. Zbyt wiele razy musiały znosić moje westchnienia na jego temat.
-  Za duża pewność siebie Hemmo. Żadna z nich nabierze się na twój wątpliwy urok osobisty – pokręciłam głową, zatrzymując się w miejscu, ponieważ właśnie stanęliśmy pod moim domem.
- Ty się dałaś – pstryknął mnie w nos, co zapewne miało być żartobliwe, ale jego słowa skutecznie wbiły mnie w ziemię. Zamrugałam kilka razy zaskoczona, ale on tylko roześmiał się głośno, utwierdzając mnie w przekonaniu, że żartował. I że nie miał pojęcia jak blisko prawdy się znalazł.
- Wmawiaj sobie, Luke – uśmiechnęłam się lekko, a on włożył swój palec między moje żebra.
- Cieszę się, że przyjdziesz. Serio – nagle spoważniał, co naprawdę nie zdarzało się często i po raz drugi tego dnia, nachylił się by złożyć pocałunek na moim policzku. – Jesteś moim szczęśliwym amuletem.
            Przysięgam, że moje nogi zmiękły, a ja nie byłam w stanie wykrztusić z siebie słowa. Co ten chłopak ze mną wyprawia?
- Do jutra, siostrzyczko – mrugnął i odszedł w kierunku swojego domu, nieświadomy tego, że miałam ochotę rzucić w nim najcięższą rzeczą jaką mogłam mieć pod ręką.
            Siostrzyczko. No cudownie!


Lily
           
            Znowu płakała.
            Kochałam swoją młodszą siostrzyczkę, no jasne. Była chyba najpiękniejszym dzieckiem jakie widziałam i kiedy tak patrzyła na mnie tymi swoimi wielkimi, niewinnymi oczami, czułam tylko i wyłącznie bezwarunkową miłość.
            Jednak tym czego nie kochałam był ciągły płacz, zwłaszcza ten w środku nocy, przez który byłam całkowicie przemęczona. Gin jak gdyby nigdy nic siedziała w kuchni przeglądając kolorowe czasopismo, ignorując wyraźne sygnały od malucha, że coś jest nie tak.
- Nie słyszysz, że znowu płacze? – warknęłam do niej, kiedy całkowicie zlekceważyła moje ostre spojrzenie. – Zrób coś z tym. Jesteś matką.
- Czytałam, że dziecku powinno dać trochę czasu na wypłakanie. To podobno hartuje i uczy okazywania emocji.
            Wielokrotnie zastanawiałam się, dlaczego mój ojciec musiał mieć dziecko akurat z nią, którą osobiście uważałam za najgłupszą z wszystkich jego dziewczyn.
- Mam ci pokazać swoje emocje? – syknęłam, zaciskając dłoń na rączce patelni, stojącej na kuchence.  Spokojnie policzyłam do dziesięciu i odwróciłam się na pięcie.
- Wychodzę. Mam jutro sprawdzian z angielskiego, a tutaj niczego się nie nauczę.
            Chwyciłam torbę i trzaskając drzwiami, opuściłam mieszkanie. Płacz dziecka nadal rozbrzmiewał w mojej głowie, ale było to tylko echo, które z pewnością po paru minutach miało mi przejść. Ruszyłam w dół ulicy, szukając spokojnego miejsca do pouczenia się. Kawiarnia naprzeciwko, do której chodziłam zazwyczaj w takich sytuacjach, zamykana była o osiemnastej i jedyne co mi pozostało to smętny bar na rogu. Westchnęłam cierpiętniczo, ale i tak zeszłam po schodkach do ciemnego pomieszczenia ze stołami do bilardu i wysokim blatem, za którym stał przystojny chłopak, wycierający szklanki.
- Otwarte? – mruknęłam, nie dostrzegając żadnych innych klientów. Barman skinął głową, mierząc mnie uważnym spojrzeniem.
- Jasne, siadaj – wzruszył ramionami i wskazał krzesło przy barze. – Co podać?
- Może być piwo – wskoczyłam na stołek, który był dla mnie o wiele za wysoki, a moje nogi wisiały w powietrzu.
- Dowód jest?
- No to poproszę sok.
            Chłopak zaśmiał się głośno, przeczesując ciemne włosy ręką. Postawił przede mną szklankę z pomarańczowym napojem i przyłapałam go na gapieniu się.
- Coś nie tak? – mruknęłam, kątem oka zerkając na swoje odbicie w brudnym lustrze za barem. Moje ognistorude włosy odstawały na wszystkie strony tak jak zwykle, ale do tego już przywykłam.
- Wszystko okej – pokręcił głową. – Co tu robisz o tej porze? Zazwyczaj klienci przychodzą później. Zła ocena? Kłótnia z rodzicami? Zerwał z tobą...chłopak?
            Uśmiechał się zupełnie niewinnie, ale...czy on właśnie próbował mnie wypytać czy jestem wolna? Mógł mieć z dwadzieścia lat i był naprawdę przystojny. Ja miałam metr sześćdziesiąt pięć, a moje włosy wyglądały jak po wypadku z udziałem pioruna.
- Sprawdzian z angielskiego – westchnęłam, wyciągając zeszyt z torby. Barman uniósł do góry kącik ust.
- Czyli jeszcze gorzej.
            Parsknęłam, otwierając notatnik na pierwszej lepszej stronie. I tak czułam, że prawdopodobnie się dzisiaj nie pouczę, ale jakoś mi to nie przeszkadzało, jeżeli moim rozproszeniem miał być ten chłopak, a nie moja płacząca w niebogłosy siostra. Podszedł do radia i włączył je, a ja uśmiechnęłam się słysząc głos Eda Sheerana proszącego o pocałunek*.
- Uwielbiam tą piosenkę – jęknęłam, przymykając delikatnie oczy, by skupić się na tym niesamowitym wokalu. Podskoczyłam nerwowo, kiedy poczułam czyjąś dłoń na nadgarstku. Przystojny barman wyciągnął mnie na środek lokalu i obrócił w rytm muzyki. Posłałam mu zaskoczone spojrzenie.
- Co robisz? – wyjąkałam, kiedy położył swoją dłoń na moich plecach.
- Tańczę – rzucił jak gdyby nigdy nic, kołysząc się spokojnie.
- Uhm...Okej? – westchnęłam, całkowicie zaskoczona. Nie byłam dziewczyną, której przytrafiały się takie rzeczy. Zazwyczaj to Holly poznawała chłopaków jak ten,  który teraz mnie obejmował, a ja siedziałam w domu i ćwiczyłam pliè oraz idealne arabeski.
- Dlaczego przyszłaś uczyć się tutaj? – miał miękki głos, który połączony z delikatnym ruchem, naprawdę mnie uspokoił. Poczułam jak rozluźniam się w tych nieznajomych ramionach, a w żołądek zaciska się w przypływie ekscytacji.
- Bo kawiarnia była zamknięta.
- Dlaczego nie mogłaś pouczyć się w domu?
            Ed Sheeran zakończył swój utwór i został zastąpiony jakimś przesłodzonym, radosnym popem, więc odsunęliśmy się od siebie, oboje lekko skrępowani. Po jego zaczerwienionych policzkach domyśliłam się, że dla niego także nie było to codzienne zachowanie.
- Nowa dziewczyna mojego taty doprowadza mnie do szału – westchnęłam, kierując się do baru, zupełnie tak jakby nic się nie stało. Brunet poszedł moimi śladami i stanął za blatem w ostatniej chwili, zanim weszła grupka klientów.
- Słabo – stwierdził, odprowadzając nowoprzybyłych mężczyzn wzrokiem do stolika. Na widok ich lekko podpitego już stanu, zmarszczył nos i spojrzał na mnie z troską. – Tutaj raczej też nie będziesz miała warunków...Ale mamy taki mały pokój na zapleczu. Jeśli chcesz...
            Prawdopodobnie nie powinnam mu ufać, ale z jakiegoś powodu, czułam że mogłam. Skinęłam głową z wdzięcznością, a on złapał mnie za rękę i pociągnął w sobie tylko znanym kierunku.
- Teoretycznie to pomieszczenie tylko dla pracowników – mruknął, otwierając drzwi i wpuszczając mnie do środka. – Ale tobie chyba bardziej się przyda.
            Nie było duże, ale wystarczające by wstawić tam mały stolik i dwa krzesła, a nawet mini lodówkę. Chłopak zmierzwił włosy z tyłu głowy, posyłając mi niepewne spojrzenie.
- Idealnie, dziękuję – westchnęłam, próbując przerwać dziwną ciszę. Brunet skinął głową i choć sprawiał wrażenie, że chce coś jeszcze powiedzieć, po prostu odwrócił się i wyszedł. Opadłam na twarde krzesło, oddychając głęboko i próbując zrozumieć co się dzieje. Dlaczego ten chłopak, którego poznałam dosłownie piętnaście minut wcześniej, tak bardzo chce mi pomóc? A najgorsze w tym wszystkim było to, że w sumie...wydawało mi się to naturalne. Nie traktowałam go jak frajera, który chce mnie poderwać, albo zboczeńca, który chce ze mną zrobić niewiadomo co. To w jakiś sposób było...całkowicie zwyczajne.
            Pokręciłam głową, próbując odgonić nieodpowiednie refleksje i skupić się na zadaniu z angielskiego. Mało skutecznie, ponieważ moje myśli nieustannie uciekały do sali obok. Jednak kiedy chłopak wszedł do pokoju, mogłam się pochwalić przerobieniem dwóch tematów.
- Jak tam? – uśmiechnął się, siadając na krześle naprzeciwko.
- Okej. Myślę, że zaliczę.
- Moi kumple też tak często twierdzą, ale wiele z tego nie wychodzi.
            Zaśmialiśmy się oboje i musiałam przyznać, że było to naprawdę miłe. Po prostu siedzieć z kimś całkowicie nieznajomym i czuć się dobrze.
- Pewnie powinnam już iść...Gin może jest totalną suką, ale nie chcę, żeby się o mnie martwiła...- mruknęłam, wbijając spojrzenie w zeszyt. Czułam na sobie wzrok barmana, który w końcu zdecydował się powiedzieć jedynie:
- Uhmm...Okej.
            Zebrałam wszystkie podręczniki do torby, a brunet otworzył przede mną drzwi. W barze zaroiło się już od klientów i musiałam przyznać, że nie była to warstwa inteligencji. Skłoniłabym się raczej w kierunku patologii.
- Trafisz do domu? To nie jest bezpieczna okolica...- chłopak złapał mnie za nadgarstek i obrócił w swoją stronę. Poczułam jak gardło zaciska mi się w ciasny supeł, kiedy nasze twarze nagle znalazły się bardzo blisko siebie. Miał piękne brązowe oczy.
- Spokojnie, mieszkam tu od urodzenia.
            Nagle nie wiedziałam co zrobić i widziałam, że chłopak ma podobny problem. Ten wieczór był...inny. Coś się wydarzyło i mogłam nawet zasugerować, że znaleźliśmy naprawdę mocne połączenie. Jednak byłam pewna, że on akurat nie mógł narzekać na brak powodzenia i zapewne po pracy czekał na niego wianuszek dziewczyn. Tylko idiota wybrał by mnie, postrzelonego rudzielca z problemami, nad piękne, urocze blondynki o niebieskich oczach.
            Ale teraz stał przede mną, wpatrując się uważnie w moją twarz, a ja podjęłam jedną z najbardziej spontanicznych decyzji w swoim życiu. Nic nie mogło z tego wyjść, ale zawsze mogłam mieć chociaż wspomnienie. Więc nie zastanawiając się długo, chwyciłam go za czarną koszulkę i przycisnęłam swoje usta do jego. Nie spodziewał się takiego ruchu z mojej strony, ale szybko zrozumiał co się dzieje i odpowiedział na pocałunek. Przyciągnął mnie bliżej i położył dłoń na moim karku. Miałam wrażenie, że mój brzuch eksploduje, a mózg roztopi się i zacznie wypływać uszami. To nie był pocałunek, jaki wymieniasz z kolesiem na imprezie. To był pocałunek, który wspominasz przez lata i do którego porównujesz wszystkie inne. Paru podpitych klientów zauważyło nas i zagwizdało przeciągle.
            Odsunęłam się, z satysfakcją zauważając przymknięte oczy chłopaka. Uśmiechnął się delikatnie.
- Nawet nie znam twojego imienia.
- Właśnie dlatego to takie ekscytujące – wzruszyłam lekko ramionami, tak naprawdę ledwo trzymając się na nogach.
- Przyjdziesz jutro? – założył parę moich rudych kosmyków za ucho, jednocześnie muskając mój policzek swoimi palcami. Skinęłam głową, chociaż decyzję podjęłam już dawno.
            Chwyciłam torbę i posyłając mu ostatni uśmiech, opuściłam bar. Mroźne, nocne powietrze owiało mnie i ochłodziło moje zaczerwienione policzki. Odwróciłam się jeszcze, niepewna co dalej, jednak musiałam podejmować odpowiedzialne decyzje. Nie mogłam dawać sobie nadziei. Teraz byłam intrygującą nieznajomą z baru, ale w końcu stanę się tylko zwykłą Lily, z toną problemów na koncie. Nie chciałam rozczarowywać ani jego, ani siebie.
- Nie przyjdę – westchnęłam, wkładając ręce do kieszeni kurtki. Tak było lepiej, a przede wszystkim łatwiej.




*Kiss me – Ed Sheeran

JEST! Pierwszy rozdział! Jestem taka podekscytowana! Mam nadzieję, że spodoba wam się BD :)