Lucy
Wzięłam
głęboki wdech i zaczęłam biec. Wyskoczyłam w górę, czując ból w stopie, jednak
natychmiast go zignorowałam. Moje nogi utworzyły prostą, poziomą linię, a
sekundę później z powrotem opadłam na parkiet. Zza siebie usłyszałam ironiczne klaskanie
i nie musiałam się odwracać, by wiedzieć kto stoi w drzwiach. Mel opierała się
o futrynę i nie wyglądała na zadowoloną.
- Powinnaś wyskoczyć wyżej –
mruknęła. Kiwnęłam głową, puszczając jednak jej uwagę mimo uszu. Szanowałam ją,
ale miałam także własny rozsądek i instynkt.
- Mówię serio, Lucy – blondynka
uważnie obserwowała każdy mój ruch. – Jeśli chcesz być najlepsza...
- Jestem najlepsza – posłałam jej
uroczy uśmiech, na co jedynie westchnęła.
- Do czasu, aż nie zaczniesz się
wymądrzać – wytknęła mi, ale jakoś nie wzięłam sobie tego do serca. To nie
pokora za każdym razem doprowadzała mnie do zwycięstwa. – Dziewczyny się
przebierają.
Nachyliłam
się do skłonu, a ona położyła łokieć na moich plecach, by pomóc mi się
rozciągnąć. Mięśnie zabolały, ale byłam do tego przyzwyczajona. Ba, uwielbiałam
to. Kiedy czułam najmniejszą część swojego ciała, wiedziałam, że dałam z siebie
sto procent na treningu.
- Macie nowy układ? – zapytała
Melissa siadając na podłodze, opierając plecy o lustro. Skinęłam głową.
- Jest świetny. Chociaż Bi nadal
ma małe problemy z całkowitym wyluzowaniem się.
- Czego się spodziewałaś po
baletnicy tańczącej hip-hop?
- Jest niezastąpiona.
Do
mojej grupy tanecznej, oprócz mnie oczywiście, należało jeszcze siedem dziewczyn. Wszystkie uczyłyśmy się w Mel’s Dance Studio, najlepszej szkole
tanecznej w całym Sydney i właśnie tutaj się poznałyśmy. Trenowałyśmy różne
style i miałyśmy całkowicie odmienne charaktery, jednak łączyła nas miłość do
tańca i wierzcie mi, nie potrzebowałyśmy nic więcej.
- Cześć wam – do sali weszła Emma
Wright, moja najlepsza przyjaciółka, jak zwykle uśmiechając się radośnie. –
Prawda, że mamy dzisiaj piękny dzień?
Ems
była optymistką, dla której szklanka zawsze była pełna, a słońce świeciło przez
cały rok. Była najbardziej uroczą osobą jaką znałam i Mel często twierdziła, że
jej obecność neutralizowała mój kwaśny charakter. Być może była to prawda, ale
nie przejmowałam się tym. Nigdy nie planowałam zostać najbardziej lubianą
dziewczyną w mieście.
- Cześć – uśmiechnęłam się,
poprawiając luźnego koczka na czubku głowy. – Coś się stało?
Wright
była wyjątkowo szczęśliwa, nawet jak na nią.
- Potem ci powiem – machnęła
ręką. – Poczekamy na resztę.
Wzruszyłam
ramionami i odwróciłam się w stronę Melissy.
- Zostajesz na treningu? –
zapytałam, a ona pokręciła głową.
- Mam zajęcia z maluchami –
uśmiechnęła się delikatnie. – One nie pyskują tak jak ty.
Zaśmiałam
się głośno, w myślach przyznając jej punkt za celną uwagę. Moje relacje z Mel
były specyficzne. Byłam jedną z jej pierwszych uczennic, kiedy przejęła szkołę
po swojej mamie. Znałyśmy się od ponad dziesięciu lat i relacje
nauczyciel-uczeń już dawno się zatarły. Byłam najlepszą wizytówką jej studia i
odzwierciedleniem niespełnionych przez kontuzję marzeń.
Wychodząc,
minęła się z resztą RuleBreakers. Nazwa była oczywiście moim pomysłem, jak
zresztą cała grupa.
- Lu! – Noelle rzuciła mi się na
szyję, niemal mnie dusząc. Nie widziałyśmy się dwa tygodnie, kiedy wyjechała na
międzynarodowy turniej tańca towarzyskiego. – Stęskniłam się!
- Ja za tobą też! Gratulacje! –
uściskałam ją mocno, ciesząc się z jej sukcesu. – Drugie miejsce! To
niesamowite!
- James był wściekły – odsunęła
się ode mnie i parsknęła na wspomnienie swojego zarówno tanecznego partnera,
jak i chłopaka. – Uważał, że zasłużyliśmy na pierwsze.
Wszystkie
dziewczyny usiadły na podłodze, wbijając we mnie swoje spojrzenia. Emma Wright. Maya Lewis. Lily
Thomas. Noelle Hudson. Chelsea Price. Holly Matter.
Bianca Measure. Byłam ich liderką i uwielbiałam tą rolę. To ja i Emma
połączyłyśmy je wszystkie i stworzyłyśmy ten jedyny w swoim rodzaju zespół.
- Maya – mruknęłam w stronę
ślicznej dziewczyny o skórze w kolorze kawy z mlekiem. Jako jedyna trenowała
hip-hop w ramach głównego kierunku i wiem, że bez niej nie dałabym rady
stworzyć żadnego układu. Miała raptem szesnaście lat i była najmłodsza z nas
wszystkich, jednak miała prawdziwy talent.
- Stworzyłyśmy niesamowity układ
– mulatka stanęła po mojej prawej stronie i zwróciła się do naszych przyjaciółek.
– Nie mogę się doczekać kiedy go...
- Sorry, że ci przerwę –
wtrąciłam się, przypominając sobie o Wright, która przecież miała nam o czymś
powiedzieć. – Ems, chciałaś coś ogłosić?
Dziewczyna
wyglądała jakbym wyrwała ją z zamyślenia, ale sekundę później jej twarz
rozjaśnił zwyczajowy uśmiech. Odgarnęła swoje włosy ombre na plecy i wstała,
zajmując miejsce po mojej lewej stronie.
- Niekoniecznie ogłosić, ale
raczej złożyć propozycję. Wspominałam wam kiedyś o Luke’u?
Zgodnie wybuchłyśmy śmiechem. Każdy
kto znał Emmę Wright wiedział także kim był Luke Hemmings. Choć nigdy nie
poznałam go osobiście, mogłam się pochwalić wyjątkową wiedzą na temat tego
chłopaka, a to właśnie dzięki Ems, która nie potrafiła o nim nie opowiadać. Przyjaźnili
się od dziecka i mniej więcej odkąd skończyli dziesięć lat, moja piękna
przyjaciółka tkwiła w całkowicie beznadziejnym „friendzonie”.
- No bardzo
śmieszne – mruknęła, jednak ciągnęła dalej, całkowicie niezrażona naszym
zachowaniem. – Jego zespół, 5 Seconds of Summer, w przyszłym tygodniu gra
pierwszy poważny koncert i chciałam zaproponować żebyśmy razem poszły.
Kątem oka zerknęłam na dziewczyny. Chelsea
i Holly wymieniły znaczące spojrzenia, a ja doskonale widziałam jak
rozbłysły na myśl o imprezie. Lily wzruszyła ramionami, a Maya tylko
kiwnęła głową.
- Mogę wziąć
Matta? – zapytała Bianca, zwracając na siebie naszą uwagę.
- No raczej! –
zawołała Cheals, jakby oburzona, że Measure w ogóle pyta o coś takiego. –
Ktoś musi kupować drinki!
Kiedy Bi po raz pierwszy poznała nas
ze swoim chłopakiem, Matthew, czułyśmy się bardzo nieswojo. Collins miał
dwadzieścia sześć lat i wydawał nam się strasznie dorosły oraz
cóż...nieodpowiedni dla kochanej Bianci. Teraz jednak nie wyobrażałyśmy sobie
wyjścia bez niego i robiłyśmy zakłady, kiedy postanowi poprosić ją o rękę.
- Im więcej
ludzi, tym lepiej – Emma niemal podskakiwała w miejscu z ekscytacji. – Lu?
Wszystkie spojrzenia skierowały się
na mnie, zupełnie tak jakby ode mnie zależało powodzenie całego wyjścia. Cóż,
prawdopodobnie mogło tak być.
- Pod
warunkiem, że poznasz mnie z tym całym Hemmingsem – puściłam jej oczko.
Pokiwała głową, przytulając mnie mocno. Poczułam ucisk w sercu, wiedząc ile to
dla niej znaczy. Martwiłam się, że za bardzo się nastawi, a potem rozczaruje.
Nie zasługiwała na to i miałam zamiar osobiście dopilnować by nic podobnego nie
miało miejsca. – W końcu dawno nie robiłyśmy nic razem...
- Dziękuję –
szepnęła mi do ucha, dzięki czemu wiedziałam, że podjęłam dobrą decyzję. –
Pokochasz ich. Calum i Ash są wolni, więc może...
- Nie –
przerwałam jej gwałtownie, jednocześnie odsuwając się na bezpieczną odległość.
Emma martwiła się o moje życie miłosne bardziej niż o swoje. – Doskonale wiesz,
że muszę się skupić na tańcu.
Niezadowolona skinęła głową, ale
wiedziałam, że nie zamierzała porzucić swojego planu zeswatania mnie z którymś
z przyjaciół Hemmingsa. Jednak ja również nie zamierzałam ulec. Musiałam skupić
się na szkole i tańcu. Kariera była dla mnie najważniejsza i poświęciłam jej
całe życie. Nie mogłam pozwolić by jakiś chłopak to podważył i zepsuł. Tak było lepiej i łatwiej.
- A mówiąc o
tańcu – westchnęłam. – Może w końcu weźmiemy się do roboty? Maya, włącz muzykę...
Emma
Powolnym krokiem wracałam z zajęć,
rozkoszując się pięknym, australijskim słońcem. Kochałam Sydney tak, jak
żadnego innego miejsca na Ziemi, a przecież dzięki moim kochanym rodzicom
mogłam pochwalić się naprawdę sporą ilością podróży po świecie. To miasto miało
po prostu jakiś wyjątkowy klimat, niespotykany nigdzie indziej. No i tutaj
mieszkali wszyscy, których kochałam.
Nie mogłam powstrzymać uśmiechu na
myśl o zbliżającym się weekendzie. Nie tylko miałam wspierać Luka podczas jego
pierwszego sukcesu, ale też nareszcie mogło mi się udać poznanie go z
dziewczynami. Od zawsze czułam się tak, jakbym żyła w dwóch odrębnych
rzeczywistościach. Tej szkolnej i domowej, z Hemmingsem po drugiej stronie
ulicy oraz jego zabawnymi kumplami, którzy zawsze potrafili poprawić mi humor,
i w drugiej, związanej z tańcem, RuleBreakers i Lucy.
Żadna z moich przyjaciółek z zespołu
nie chodziła do mojego liceum. Lu była w klasie z Biancą. Lily,
Holly i Maya należały do tej samej szkoły. Podobnie Chelsea i Noelle. Ja
pozostałam sama. Jednak nie przeszkadzało mi to, dopóki miałam 5 Second of
Summer.
A teraz dwie części mnie nareszcie
miały się połączyć.
Nie przyjmowałam opcji, że się nie
polubią. Mike był po prostu przeuroczy, Cal przezabawny, Ash zdobywał
wszystkich swoim uśmiechem, a Luke...Cóż, jego nie dało się nie kochać. A ja
wiedziałam o tym najlepiej.
- Ems! –
usłyszałam ten charakterystyczny głos, więc odwróciłam się w kierunku, z
którego dochodził. Hemmings biegł w moją stronę, a ja nie mogłam powstrzymać
uśmiechu. Jego fryzura, zwykle idealnie ułożona, teraz została zniszczona przez
wiatr i ruch, ale to tylko sprawiło, że wyglądał jeszcze bardziej uroczo.
Oczywiście nie mogłam mu tego powiedzieć, bo przecież był punk-rockiem i, jak
sam twierdził, „nie mógł wyglądać słodko”. Właśnie dlatego miał ten swój
seksowny kolczyk, którego smaku byłam strasznie ciekawa i czarną koszulkę z
Nirwaną.
- Cześć –
nachylił się by pocałować mnie w policzek, całkowicie nieświadomy reakcji, jaką
to we mnie wywoływało. – Co u ciebie?
- Świetnie,
właśnie wracam z treningu – wskazałam głową na sportową, różową torbę
przewieszoną przez ramię. – Lu nas dzisiaj nieźle wymęczyła.
- Tak się
zastanawiałem...- zaczął, idąc wystarczająco blisko mnie by całkowicie mnie
rozpraszać. Czy on naprawdę musiał dotykać mnie tym ramieniem?! – Wiesz już czy
będziesz na koncercie?
- Niestety,
Lukey – westchnęłam cierpiętniczo, próbując powstrzymać rozbawienie i zachować
powagę. – Mam dużo nauki, pewnie będę zmęczona po próbie...- zerknęłam na jego
twarz, która nagle zbladła.
- Żartujesz,
tak?! Ems, musisz tam być! To jest nasz pierwszy koncert, a ty jesteś moją
najlepszą przyjaciółką i...
Auć. Za każdym razem kiedy to
powtarzał czułam jakby ktoś uderzył mnie pięścią w brzuch i wyrzucił moją
ukochaną czerwoną szminkę do śmieci. Wiedziałam, że traktuje mnie jak młodszą
siostrę, oczywiście, ale i tak nie lubiłam kiedy wypowiadał te słowa na głos.
- Żartowałam –
szturchnęłam go w ramię, a on z dezaprobatą pokręcił głową.
- Nieładnie,
Wright. Bardzo nieładnie - chwycił moją granatową beanie z napisem "Bad Hair Day" i naciągnął mi ją na oczy.
- No to chyba
będziesz musiał mnie ukarać – mruknęłam, poprawiając czapkę i natychmiast się skrzywiłam, słysząc
tą marną próbę flirtu. Byłam żałosna.
- Masz stały
immunitet. Tylko spróbowałbym ci coś zrobić, a te trzy gnojki, które mają
czelność nazywać się moimi przyjaciółmi, sprały by mi tyłek!
To był kolejny argument przeciwko
wyznaniu swoich uczuć Hemmingsowi. Mogłoby to zniszczyć nie tylko moją relację
z chłopakiem, ale też z Ashem, Calem i Mikiem, a tego z pewnością bym nie
chciała. Byli dla mnie jak starsi bracia, a dla jedynaczki takiej jak ja, wiele
to znaczyło. Podobnie jak fakt, że Lu była moją przyszywaną siostrą. Miałam
niezłe szczęście, że na nich trafiłam. Musiałam więc siedzieć cicho. Tak było lepiej, a przede wszystkim łatwiej.
- Przyprowadzę
przyjaciółki – uśmiechnęłam się do blondyna, nie mogąc oderwać spojrzenia od
jego cudnych, błękitnych oczu.
- Seksowne
tancerki? To lubię – przeciągnął się w ten charakterystyczny męski sposób,
mierzwiąc sobie włosy z tyłu głowy. Starałam się zignorować zazdrość, ale i tak
musiałam przypomnieć sobie, że przecież mowa o moich kochanych RuleBreakers, a
one nigdy nie dały by się poderwać blondynowi. Zbyt wiele razy musiały znosić
moje westchnienia na jego temat.
- Za duża pewność siebie Hemmo. Żadna z nich nabierze
się na twój wątpliwy urok osobisty – pokręciłam głową, zatrzymując się w
miejscu, ponieważ właśnie stanęliśmy pod moim domem.
- Ty się dałaś
– pstryknął mnie w nos, co zapewne miało być żartobliwe, ale jego słowa
skutecznie wbiły mnie w ziemię. Zamrugałam kilka razy zaskoczona, ale on tylko
roześmiał się głośno, utwierdzając mnie w przekonaniu, że żartował. I że nie
miał pojęcia jak blisko prawdy się znalazł.
- Wmawiaj
sobie, Luke – uśmiechnęłam się lekko, a on włożył swój palec między moje żebra.
- Cieszę się,
że przyjdziesz. Serio – nagle spoważniał, co naprawdę nie zdarzało się często i
po raz drugi tego dnia, nachylił się by złożyć pocałunek na moim policzku. – Jesteś
moim szczęśliwym amuletem.
Przysięgam, że moje nogi zmiękły, a
ja nie byłam w stanie wykrztusić z siebie słowa. Co ten chłopak ze mną
wyprawia?
- Do jutra,
siostrzyczko – mrugnął i odszedł w kierunku swojego domu, nieświadomy tego, że
miałam ochotę rzucić w nim najcięższą rzeczą jaką mogłam mieć pod ręką.
Siostrzyczko. No cudownie!
Lily
Znowu płakała.
Kochałam swoją młodszą siostrzyczkę,
no jasne. Była chyba najpiękniejszym dzieckiem jakie widziałam i kiedy tak
patrzyła na mnie tymi swoimi wielkimi, niewinnymi oczami, czułam tylko i
wyłącznie bezwarunkową miłość.
Jednak tym czego nie kochałam był
ciągły płacz, zwłaszcza ten w środku nocy, przez który byłam całkowicie
przemęczona. Gin jak gdyby nigdy nic siedziała w kuchni przeglądając kolorowe
czasopismo, ignorując wyraźne sygnały od malucha, że coś jest nie tak.
- Nie słyszysz,
że znowu płacze? – warknęłam do niej, kiedy całkowicie zlekceważyła moje ostre
spojrzenie. – Zrób coś z tym. Jesteś matką.
- Czytałam, że
dziecku powinno dać trochę czasu na wypłakanie. To podobno hartuje i uczy
okazywania emocji.
Wielokrotnie zastanawiałam się,
dlaczego mój ojciec musiał mieć dziecko akurat z nią, którą osobiście uważałam
za najgłupszą z wszystkich jego dziewczyn.
- Mam ci
pokazać swoje emocje? – syknęłam, zaciskając dłoń na rączce patelni, stojącej
na kuchence. Spokojnie policzyłam do
dziesięciu i odwróciłam się na pięcie.
- Wychodzę. Mam
jutro sprawdzian z angielskiego, a tutaj niczego się nie nauczę.
Chwyciłam torbę i trzaskając
drzwiami, opuściłam mieszkanie. Płacz dziecka nadal rozbrzmiewał w mojej
głowie, ale było to tylko echo, które z pewnością po paru minutach miało mi
przejść. Ruszyłam w dół ulicy, szukając spokojnego miejsca do pouczenia się.
Kawiarnia naprzeciwko, do której chodziłam zazwyczaj w takich sytuacjach,
zamykana była o osiemnastej i jedyne co mi pozostało to smętny bar na rogu.
Westchnęłam cierpiętniczo, ale i tak zeszłam po schodkach do ciemnego
pomieszczenia ze stołami do bilardu i wysokim blatem, za którym stał przystojny
chłopak, wycierający szklanki.
- Otwarte? –
mruknęłam, nie dostrzegając żadnych innych klientów. Barman skinął głową,
mierząc mnie uważnym spojrzeniem.
- Jasne, siadaj
– wzruszył ramionami i wskazał krzesło przy barze. – Co podać?
- Może być piwo
– wskoczyłam na stołek, który był dla mnie o wiele za wysoki, a moje nogi
wisiały w powietrzu.
- Dowód jest?
- No to
poproszę sok.
Chłopak zaśmiał się głośno,
przeczesując ciemne włosy ręką. Postawił przede mną szklankę z pomarańczowym
napojem i przyłapałam go na gapieniu się.
- Coś nie tak?
– mruknęłam, kątem oka zerkając na swoje odbicie w brudnym lustrze za barem.
Moje ognistorude włosy odstawały na wszystkie strony tak jak zwykle, ale do
tego już przywykłam.
- Wszystko okej
– pokręcił głową. – Co tu robisz o tej porze? Zazwyczaj klienci przychodzą
później. Zła ocena? Kłótnia z rodzicami? Zerwał z tobą...chłopak?
Uśmiechał się zupełnie niewinnie,
ale...czy on właśnie próbował mnie wypytać czy jestem wolna? Mógł mieć z
dwadzieścia lat i był naprawdę przystojny. Ja miałam metr sześćdziesiąt pięć, a
moje włosy wyglądały jak po wypadku z udziałem pioruna.
- Sprawdzian z
angielskiego – westchnęłam, wyciągając zeszyt z torby. Barman uniósł do góry
kącik ust.
- Czyli jeszcze
gorzej.
Parsknęłam, otwierając notatnik na pierwszej
lepszej stronie. I tak czułam, że prawdopodobnie się dzisiaj nie pouczę, ale
jakoś mi to nie przeszkadzało, jeżeli moim rozproszeniem miał być ten chłopak,
a nie moja płacząca w niebogłosy siostra. Podszedł do radia i włączył je, a ja
uśmiechnęłam się słysząc głos Eda Sheerana proszącego o pocałunek*.
- Uwielbiam tą
piosenkę – jęknęłam, przymykając delikatnie oczy, by skupić się na tym
niesamowitym wokalu. Podskoczyłam nerwowo, kiedy poczułam czyjąś dłoń na
nadgarstku. Przystojny barman wyciągnął mnie na środek lokalu i obrócił w rytm
muzyki. Posłałam mu zaskoczone spojrzenie.
- Co robisz? –
wyjąkałam, kiedy położył swoją dłoń na moich plecach.
- Tańczę –
rzucił jak gdyby nigdy nic, kołysząc się spokojnie.
- Uhm...Okej? –
westchnęłam, całkowicie zaskoczona. Nie byłam dziewczyną, której przytrafiały
się takie rzeczy. Zazwyczaj to Holly poznawała chłopaków jak ten, który teraz mnie obejmował, a ja siedziałam w
domu i ćwiczyłam pliè
oraz idealne arabeski.
- Dlaczego
przyszłaś uczyć się tutaj? – miał miękki głos, który połączony z delikatnym
ruchem, naprawdę mnie uspokoił. Poczułam jak rozluźniam się w tych nieznajomych
ramionach, a w żołądek zaciska się w przypływie ekscytacji.
- Bo kawiarnia
była zamknięta.
- Dlaczego nie
mogłaś pouczyć się w domu?
Ed Sheeran zakończył swój utwór i
został zastąpiony jakimś przesłodzonym, radosnym popem, więc odsunęliśmy się od
siebie, oboje lekko skrępowani. Po jego zaczerwienionych policzkach domyśliłam
się, że dla niego także nie było to codzienne zachowanie.
- Nowa
dziewczyna mojego taty doprowadza mnie do szału – westchnęłam, kierując się do
baru, zupełnie tak jakby nic się nie stało. Brunet poszedł moimi śladami i
stanął za blatem w ostatniej chwili, zanim weszła grupka klientów.
- Słabo –
stwierdził, odprowadzając nowoprzybyłych mężczyzn wzrokiem do stolika. Na widok
ich lekko podpitego już stanu, zmarszczył nos i spojrzał na mnie z troską. –
Tutaj raczej też nie będziesz miała warunków...Ale mamy taki mały pokój na
zapleczu. Jeśli chcesz...
Prawdopodobnie nie powinnam mu ufać,
ale z jakiegoś powodu, czułam że mogłam. Skinęłam głową z wdzięcznością, a on
złapał mnie za rękę i pociągnął w sobie tylko znanym kierunku.
- Teoretycznie
to pomieszczenie tylko dla pracowników – mruknął, otwierając drzwi i wpuszczając
mnie do środka. – Ale tobie chyba bardziej się przyda.
Nie było duże, ale wystarczające by
wstawić tam mały stolik i dwa krzesła, a nawet mini lodówkę. Chłopak zmierzwił
włosy z tyłu głowy, posyłając mi niepewne spojrzenie.
- Idealnie,
dziękuję – westchnęłam, próbując przerwać dziwną ciszę. Brunet skinął głową i
choć sprawiał wrażenie, że chce coś jeszcze powiedzieć, po prostu odwrócił się
i wyszedł. Opadłam na twarde krzesło, oddychając głęboko i próbując zrozumieć
co się dzieje. Dlaczego ten chłopak, którego poznałam dosłownie piętnaście
minut wcześniej, tak bardzo chce mi pomóc? A najgorsze w tym wszystkim było to,
że w sumie...wydawało mi się to naturalne. Nie traktowałam go jak frajera,
który chce mnie poderwać, albo zboczeńca, który chce ze mną zrobić niewiadomo
co. To w jakiś sposób było...całkowicie zwyczajne.
Pokręciłam głową, próbując odgonić
nieodpowiednie refleksje i skupić się na zadaniu z angielskiego. Mało
skutecznie, ponieważ moje myśli nieustannie uciekały do sali obok. Jednak kiedy
chłopak wszedł do pokoju, mogłam się pochwalić przerobieniem dwóch tematów.
- Jak tam? –
uśmiechnął się, siadając na krześle naprzeciwko.
- Okej. Myślę,
że zaliczę.
- Moi kumple
też tak często twierdzą, ale wiele z tego nie wychodzi.
Zaśmialiśmy się oboje i musiałam
przyznać, że było to naprawdę miłe. Po prostu siedzieć z kimś całkowicie
nieznajomym i czuć się dobrze.
- Pewnie
powinnam już iść...Gin może jest totalną suką, ale nie chcę, żeby się o mnie
martwiła...- mruknęłam, wbijając spojrzenie w zeszyt. Czułam na sobie wzrok
barmana, który w końcu zdecydował się powiedzieć jedynie:
- Uhmm...Okej.
Zebrałam wszystkie podręczniki do
torby, a brunet otworzył przede mną drzwi. W barze zaroiło się już od klientów
i musiałam przyznać, że nie była to warstwa inteligencji. Skłoniłabym się
raczej w kierunku patologii.
- Trafisz do
domu? To nie jest bezpieczna okolica...- chłopak złapał mnie za nadgarstek i
obrócił w swoją stronę. Poczułam jak gardło zaciska mi się w ciasny supeł,
kiedy nasze twarze nagle znalazły się bardzo blisko siebie. Miał piękne brązowe
oczy.
- Spokojnie,
mieszkam tu od urodzenia.
Nagle nie wiedziałam co zrobić i
widziałam, że chłopak ma podobny problem. Ten wieczór był...inny. Coś się
wydarzyło i mogłam nawet zasugerować, że znaleźliśmy naprawdę mocne połączenie.
Jednak byłam pewna, że on akurat nie mógł narzekać na brak powodzenia i zapewne
po pracy czekał na niego wianuszek dziewczyn. Tylko idiota wybrał by mnie,
postrzelonego rudzielca z problemami, nad piękne, urocze blondynki o niebieskich
oczach.
Ale teraz stał przede mną, wpatrując
się uważnie w moją twarz, a ja podjęłam jedną z najbardziej spontanicznych
decyzji w swoim życiu. Nic nie mogło z tego wyjść, ale zawsze mogłam mieć
chociaż wspomnienie. Więc nie zastanawiając się długo, chwyciłam go za czarną
koszulkę i przycisnęłam swoje usta do jego. Nie spodziewał się takiego ruchu z
mojej strony, ale szybko zrozumiał co się dzieje i odpowiedział na pocałunek.
Przyciągnął mnie bliżej i położył dłoń na moim karku. Miałam wrażenie, że mój
brzuch eksploduje, a mózg roztopi się i zacznie wypływać uszami. To nie był
pocałunek, jaki wymieniasz z kolesiem na imprezie. To był pocałunek, który
wspominasz przez lata i do którego porównujesz wszystkie inne. Paru podpitych
klientów zauważyło nas i zagwizdało przeciągle.
Odsunęłam się, z satysfakcją
zauważając przymknięte oczy chłopaka. Uśmiechnął się delikatnie.
- Nawet nie
znam twojego imienia.
- Właśnie
dlatego to takie ekscytujące – wzruszyłam lekko ramionami, tak naprawdę ledwo
trzymając się na nogach.
- Przyjdziesz
jutro? – założył parę moich rudych kosmyków za ucho, jednocześnie muskając mój
policzek swoimi palcami. Skinęłam głową, chociaż decyzję podjęłam już dawno.
Chwyciłam torbę i posyłając mu
ostatni uśmiech, opuściłam bar. Mroźne, nocne powietrze owiało mnie i
ochłodziło moje zaczerwienione policzki. Odwróciłam się jeszcze, niepewna co
dalej, jednak musiałam podejmować odpowiedzialne decyzje. Nie mogłam dawać
sobie nadziei. Teraz byłam intrygującą nieznajomą z baru, ale w końcu stanę się
tylko zwykłą Lily, z toną problemów na koncie. Nie chciałam rozczarowywać ani
jego, ani siebie.
- Nie przyjdę –
westchnęłam, wkładając ręce do kieszeni kurtki. Tak było lepiej, a przede
wszystkim łatwiej.
*Kiss me – Ed
Sheeran
JEST! Pierwszy rozdział! Jestem taka podekscytowana! Mam nadzieję, że spodoba wam się BD :)